Sylvia Herche

Relacje, które rozwinęły się przez czterdzieści lat, są skarbem, który powinien być nadal wykorzystywany w przyszłości.

W 2010 r. przyłączyłam się do projektu „Szpital Dziecięcy w Warszawie” poprzez moje relacje ze Stowarzyszeniem Kobiet Ewangelickich w Niemczech (EFiD). Byłam członkinią grupy roboczej „Kobiety i Starość”. Gdy praca tej grupy dobiegła końca, zapytano mnie, czy chciałabym przejąć prowadzenie projektu kobiet w szpitalu dziecięcym.
Natychmiast się zgodziłam. Zajmuję się tym tematem od dziesięcioleci. Jako studentka teologii brałam udział w różnych działaniach Akcji Znaki Pokuty1 – także w Polsce. W tym czasie słyszałam o organizowaniu zbiórek dla Szpitala Dziecięcego oraz o pracy grup młodzieżowych w ramach Akcji Znaku Pokuty w Warszawie.Nawet wtedy bardzo chętnie pojechałabym tam. Ale w moim życiu rozpoczęła się akurat posługa duszpasterska. A potem była rodzina, urodziłam dzieci i jakoś nigdy nie udało mi się pojechać do Warszawy. Ale z daleka obserwowałam, jak to wyglądało, że np. od 1988 r. grupy Ewangelickiej Pomocy Kobiet również brały udział w projekcie. Dlatego natychmiast z wielką radością odpowiedziałam na prośbę Ewangelickich Kobiet w Niemczech (EFiD).

 

Szczyt kryzysu

Akurat w tym momencie projekt był w kryzysie. Organizacja „Ewangelickie Kobiety Niemiec” (EFiD) starała się znaleźć wystarczającą liczbę kobiet do pracy w projekcie. Skupiono się głównie na nieco młodszych wiekowo paniach. Dwutygodniowa praca w szpitalu i w ogrodach wokół niego, jest męcząca. Do tego dochodzi również obszerny program popołudniowy. W przypadku osób starszych i w podeszłym wieku niełatwo jest sobie poradzić – nawet jeśli terminy „starsze” i „stare” są zawsze określeniami względnymi. Niemniej jednak w ostatnich latach wyraźnie zaobserwowano starzenie się naszych grup. Dlatego postanowiono zawiesić projekt na rok. W 2011 r. żadna grupa nie wyjechała do Warszawy. Ale spotkałyśmy się w małym kręgu z naszymi polskimi partnerkami, aby zastanowić się, jak powinno się to potoczyć w przyszłości. Przedstawicielki Prezydium EKwN (EFiD) i Pracy Kobiet z różnych Kościołów narodowych przybyły z Niemiec. Po polskiej stronie naszą lokalną koordynatorką była Halina Radacz, a także przedstawiciele szpitala i parafii ewangelickich w Warszawie. Strona polska, zwłaszcza szpital, podkreśliła, jak bardzo chcą kontynuacji projektu.Podczas tej rozmowy narodził się pomysł, aby wrócić do początku projektu i zapytać Akcję Znaku Pokuty (ASF), czy mogą sobie wyobrazić współpracę. Pani Bischatka z ASFi pani Papenheim z EFiD przygotowały projekt tej współpracy. Pod podwójnym kierownictwem grupa powinna się składać się w połowie z młodych kobiet ASF i w połowie z kobiet z EFiD. Natomiast część kierownictwa została przejęta przeze mnie.

 

Kierownictwo we dwie

Na spotkaniu w Warszawie w 2011 roku próbowałyśmy ustalić plan przeprowadzenia projektu, lub jak to się nazywa wASF„obozu letniego”. Tutaj zaowocowały doświadczenia ostatnich lat. Oczywiście korzystałyśmy również z kontaktów, które nawiązano z niektórymi instytucjami przez dziesięciolecia.
W pierwszym roku moją współliderka była izraelska historyczka Nirit Neemann, pochodziła z rodziny ocalałych z Holokaustu w Polsce. Było więc całkiem jasne, że ograniczymy nieco chrześcijański charakter naszego programu, aby dać więcej miejsca i przestrzeni na inne aspekty, takie jak żydowska historia Warszawy. Współpraca z Nirit w ramach dwóch obozów letnich 2012 i 2013, którymi wspólnie zarządzałyśmy, była cudownie konstruktywna. Nasze poznawanie się i przygotowania odbywały się głównie przez skype. Ponadto spotkałyśmy się na dzień przed oficjalnym rozpoczęciem obozu letniego w Warszawie. Również w ciągu dwóch tygodni projektu czasami zmieniałyśmy program, aby na bieżąco reagować na sugestie grupy i spontaniczne prośby. Ta elastyczna współpraca z Nirit działała dobrze, a program był wyjątkowo zróżnicowany i wymagający oprócz naszej pracy w szpitalu.Rok 2015 był znów bardzo ekscytujący, ponieważ moją współodpowiedzialną była Aleksandra Janukowska, polska studentka z Berlina. Był to obóz letni, pod koniec którego zakończono cały projekt „Szpital dziecięcy w Warszawie”, w którym ważną rolę odegrało pytanie „Czy naprawdę potrzebujemy pojednania między Niemcami a Polakami?”. Ale o tym później.

 

Międzynarodowy, międzyreligijny i międzypokoleniowy

Skład grup był zawsze międzypokoleniowy, międzyreligijny i międzynarodowy. To było wspaniałe wzbogacenie. Kiedyś była z nami Białorusinka, raz Czeszka, która mieszkała w Niemczech, raz kilka młodych kobiet, których rodzice przeprowadzili się z Polski do Niemiec były więc dwujęzyczne.
Oprócz ewangelickich kobiet była czasami chrześcijanka z kościoła prawosławnego, rzymska katoliczka, a nawet w ogóle niepowiązane z kościołem młode kobiety. Alexandra Janukowska po raz kolejny przedstawiła zupełnie inny temat w 2015 roku. Jej przodkowie zostali wydaleni z terytorium dzisiejszej Ukrainy na Śląsk, gdzie zostali skierowani do domów byłych niemieckich mieszkańców. Przez wiele lat była odczuwalna utrata ich ojczyzny i wielki strach przed powrotem Niemców.
Przez pierwsze dwa lata zawsze publikowałyśmy na liście uczestniczek datę urodzenia każdej kobiety, ale potem odeszłyśmy od tego zwyczaju. W okresie przygotowawczym dwie dominujące grupy wiekowe – bardzo młode kobiety i kobiety w wieku powyżej 60 lat – martwiły się, czy dogadają się ze sobą. Raz po raz okazywało się, że zastrzeżenia te były bezpodstawne, a po jednym lub dwóch dniach wiek nie miał już znaczenia.
Jednak od drugiego roku trudno było zebrać uczestników na czas. Zwłaszcza młode kobiety często musiały zmieniać swoje plany krótkoterminowo. Tak więc w trzecim roku nagle stanęłam sama z małą grupą. Mimo to, jak co roku było to spotkanie bardzo różnych kobiet, i my wszystkie uważałyśmy to za wspaniałe doświadczenie.
Motywacja przyjazdu do szpitala w Warszawie była bardzo różna wśród kobiet. Starsze kobiety wyraźnie przyjeżdżały na rzecz „pojednania” i często miały argument, że ich ojcowie byli na wojnie i nigdy nie rozmawiali o tym ze swoimi dziećmi. One czuły się też w swoisty sposób „winne” i chciały zrobić coś dobrego. W przypadku młodszych koleżanek kwestia „pojednania” nie odgrywała już takiej roli. One chciały poznać kraj i ludzi oraz stworzyć porozumienie między narodami poprzez spotkanie. Oczywiście te młode kobiety z korzeniami polskich rodziców przyjeżdżały, aby poznać Polskę poza perspektywą rodzinną.Ale pytanie, czy „pojednanie” jest nadal konieczne, zajmowało nas, ponieważ nie wszystkie byłyśmy tego samego zdania. Wielkie wrażenie wywarło na mnie stwierdzenie, które usłyszałyśmy w rozmowie z naocznym świadkiem-kobietą Polką w podeszłym wieku, która powiedziała: „Nie chcę Waszych łez. Nie powinniście się czuć winne. Jesteście drugim pokoleniem i jesteście odpowiedzialne za to, żeby to się nigdy nie powtórzyło, dlatego powinniście wiedzieć, co było.”

 

Pomocniczki, które chce się widzieć

W szpitalu zostałyśmy oficjalnie powitane pierwszego dnia. Przez te cztery lata istniała możliwość pracy na oddziale lub w ogrodzie. Tereny zielone w kompleksie szpitalnym są ogromne, a pielęgnacja ogrodu z tak małym zespołem do prac ogrodniczych zbyt trudna. Dlatego byłyśmy właśnie w czasie wakacji bardzo mile widziane.
Te panie, które chciały pracować na oddziałach, były głównie odpowiedzialne za towarzyszenie małym pacjentom lub ich rodzinom. W tym specjalistycznym szpitalu dziecięcym, a jednocześnie pomniku pamięci, przeprowadzana jest diagnostyka przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu. Są tutaj dzieci z całej Polski. Istnieje również klinika rehabilitacyjna, w której dzieci są leczone przez dłuższy czas. Ponieważ kompleks szpitalny jest tak rozległy i składa się z kilu budynków, zawsze dobrze było mieć osoby towarzyszące ze względu na odległości i żeby się nie zgubić. Pielęgniarki nie mogły sobie pozwolić na taką pomoc, więc byłyśmy przyzwyczajone, aby je wyręczyć. Czasami istniały osobiste kontakty z rodzinami lub poszczególnymi dziećmi. Czasami czasu zabrakło na zabawę z dziećmi lub spędzanie z nimi wolnego czasu. Zdarzało się, że niektóre panie miały błędne wyobrażenie o potrzebach dzieci w Polsce i w pierwszym roku niektóre przywoziły z sobą walizki z ubraniami dla dzieci. To nie było konieczne. W drugim roku powiedziałyśmy o tym bardzo wyraźnie od samego początku.
Nasze współpracowniczki na ten krótki czas przyjęły nas bardzo przyjaźnie. Podczas przerw starałyśmy się też nawiązać rozmowę. Czasami miałyśmy w naszej grupie osoby mówiące w obu językach lub mówiłyśmy po angielsku. Poza tym pomagałyśmy sobie rękami i nogami. To była bardzo przyjemna wspólnota. Dostrzegałyśmy również uznanie, którym nas otaczano za to, że przyjechałyśmy. Na przykład w ciągu jednego roku było bardzo gorąco. I nagle do zespołu ogrodniczego przyszedł mężczyzna i przyniósł napoje. Uświadomiłam sobie wtedy, że on miał sklep spożywczy w piwnicy szpitala. Uważał nasze poświęcenie za tak wielkie, że dostarczył nam napoje za darmo.
Zostałyśmy zakwaterowane w pokojach jednoosobowych w hotelu dla rodziców w szpitalu i karmiono nas w stołówce rano i w południe. Kolacje organizowałyśmy indywidualnie. Często spotykałyśmy się w większości przy dobrej pogodzie na zewnątrz w pawilonie na skraju placu zabaw, aby wspólnie zjeść i zakończyć dzień.
W ostatnie dni robocze zostałyśmy pożegnane w uroczysty sposób. W oddzielnym pokoju był dla nas przygotowany uroczysty obiad. Od kierownictwa szpitala i od kierowniczek oddziałów odpowiedzialnych za naszą pracę, otrzymałyśmy wielkie podziękowania, świadectwa i drobne prezenty. Oczywiście również my podziękowałyśmy. I to było zakończenie, które pokazało nam, jak bardzo byłyśmy mile widziane w szpitalu.

 

Historia i zapamiętanie historii

Po pracy był obiad, a potem zwykle miałyśmy krótką przerwę, aby przygotować się do popołudniowego programu. Szpital znajduje się na skraju miasta, a autobus dojeżdża do centrum w około trzy kwadranse.W jeden z pierwszych dni zatrudniłyśmy wolontariuszkę ze Akcji Znaku Pokuty ( ASF), która była w Warszawie na roku wolontariatu i z nią zorganizowałyśmy małą lekcję języka polskiego i wycieczkę po Starym Mieście. To było dobre dla własnej orientacji, ponieważ były też chwile wolnego czasu do własnej dyspozycji.

1 sierpnia Powstanie Warszawskie – jednym z celów był 1 sierpnia, który jest upamiętniany w całym mieście – to rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego w 1944r2 Tego dnia cała Warszawa wychodzi na ulice, z biało-czerwonymi kwiatami, a ludzie często ubrani w barwach narodowych lub z biało-czerwoną wstążką w ręku. Pielgrzymują na cmentarz, na którym pochowano wielu poległych powstańców, składając kwiaty i świece.
Na centralnym placu pamięci w mieście ustawiono scenę, na której chór i orkiestra wykonują pieśni z czasów Powstania Warszawskiego i wszyscy ludzie na placu żarliwie śpiewają. Świadkowie tamtych wydarzeń opowiadają o powstaniu, a na dużym ekranie można zobaczyć zdjęcia z 1944 roku. To zbiorowe i wielopłaszczyznowe upamiętnienie poruszało i wzruszało każdego roku. Wspólnie ze z logo Akcji Znaku Pojednania i EKwN (EFiD) zaprojektowaliśmy plakat, z symbolem szpitala i naszymi nazwiskami. Położyłyśmy plakat na pomniku Powstania i umieściłyśmy na nim świece.
Atmosfera była dla nas wręcz szokująca, szczególnie dlatego, że wiedziałyśmy, że Niemcy byli wrogami, że Niemcy brutalnie stłumili powstanie i zniszczyli całą Warszawę. Pamiętam bardzo dokładnie 2013 rok, kiedy obecne były te trzy młode kobiety, których rodzice pochodzili z Polski. One były bardzo poruszone. A potem potrzebowałyśmy przerwy, aby odetchnąć. Niektóre z nas poszły do kawiarni, inne usiadły gdzieś osobno.
W następnym roku byłyśmy także w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wizyta tam była dla nas bardzo ambiwalentna. Zwłaszcza te młode kobiety były przerażone militarnym wyposażeniem muzeum, a także faktem, że pokazano mnóstwo broni i ciągle słychać hałas wojenny z głośników. Inne kobiety twierdziły, że nie mamy prawa krytykować tego rodzaju pamięci.
Obchody 1 sierpnia były często dniem, który poruszał nas najbardziej i o którym dużo rozmawiałyśmy. Przez pierwsze dwa lata ekipa filmowa towarzyszyła nam w tym programie. To akurat nie ułatwiało nam. Film odnosił się da naszego całego projektu. Ale w szczególności w takich emocjonalnych momentach chętnie zrezygnowałybyśmy z niego.

Żydowska Warszawa – wiele naszych uczestniczek wyraziło wcześniej chęć poznania życia żydowskiego w Warszawie. Oczywiście spełniłyśmy to życzenie. To także było z naszej perspektywy bardzo ważnym tematem.
Przez pierwsze dwa lata Nirit była głównym organizatorem tych programów. Nawiązała kontakt z niemieckim historykiem, który pracował w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie. To dało nam bardzo kompetentną wycieczkę po byłym żydowskim getcie. Od drugiego roku mogłyśmy również udać się do nowego Muzeum Żydowskiego, które zostało niedawno otwarte, ale jeszcze nie w pełni wyposażone.
I mogłyśmy odwiedzić Żydowski Instytut Historyczny z Archiwum Ringelbluma. Dr. Jürgen Hensel pokazał nam to wyjątkowe archiwum i opowiedział tę swoistą historię. Emanuel Ringelblum stworzył archiwum w czasie okupacji Polski przez Niemców oraz w getcie mimo śmiertelnego zagrożenia, w którym zebrał i skatalogował wszystko, co pojawiło się w druku i w prasie. Zakopał te zbiory w metalowych pojemnikach, a po wojnie większość z nich została odnaleziona. Sam Ringelblum został zamordowany przez Niemców w 1944 r. wraz z rodziną. Oglądanie tego archiwum było niezwykle interesujące i poruszające.
Jednocześnie znalazłyśmy także dostęp do dzisiejszego życia żydowskiego. W Warszawie jest reformowana społeczność żydowska3 która obchodzi szabat ze wszystkimi, którzy chcą, a następnie zaprasza ich na wspólny obiad. Kiedyś udało nam się zarejestrować na czas i spędziłyśmy w tej społeczności wspaniały wieczór z ludźmi z całego świata.
Nirit prowadziła warsztaty w tych dwóch latach. Chodziło o dzieci ocalałych z Holokaustu, do których ona tez należy, i o to, w jaki sposób kolejne pokolenia muszą nosić dziedzictwo swoich przodków. To były poruszające rozmowy. Pokazała nam film4 na ten temat i rozmawiałyśmy o tym. W obliczu historii rodziny Nirit czasami trudno było to znieść, gdy niektórym z nas brakowało wrażliwości. Nirit z rodziną zamordowaną przez Niemców, a my z naszymi ojcami i dziadkami, którzy również byli żołnierzami Wehrmachtu w Polsce – tu zderzało się tło rodzinnego pochodzenia. I banalizacja tego, co zrobili nasi przodkowie w czasie II wojny światowej jako okupanci – „Mój ojciec nie walczył. Zapłacił tylko żołd. ”- to było w tym kontekście zupełnie nie na miejscu. Atmosfera i nastrój mogły ulec diametralnie zmianie. Ale zawsze znalazłyśmy drogę do siebie w osobistych rozmowach.
Kościoły ewangelickie – co roku odwiedzałyśmy także kościoły ewangelickie w Warszawie: ewangelicko- luterańską parafię Św. Trójcy i Wniebowstąpienia Pańskiego oraz parafię reformowaną. Każdego roku spędzałyśmy popołudnie w innej społeczności z polskimi kobietami. To była zawsze kawa i herbata, do której zebrały się wszystkie zainteresowane kobiety ze wszystkich trzech parafii. Większość z nich to kobiety w podeszłym wieku, które również mówiły po niemiecku.
Te z nas, które kilkakrotnie odwiedzały Warszawę, znały już niektóre z nich. Zawsze było to przyjazne spotkanie.Mieszałyśmy się z kobietami-gospodarzami spotkania przy każdym stole i za każdym razem było to ekscytujące poznanie i ciekawe opowiadanie.
Jednego roku zorganizowałyśmy „kawiarnię opowiadań” w ewangelickiej Parafii. Halina i ja przygotowałyśmy to spotkanie. Trzy kobiety z parafii i trzy z naszej grupy opowiedziały sobie bardziej szczegółowo o swoim życiu. To było bardzo, bardzo wzruszające popołudnie. Pojawiło się wiele tragicznych wspomnień z okresu drugiej wojny światowej i po niej. Często było to trudne do zniesienia, zwłaszcza gdy ponownie pojawiło się pytanie: co nasi ojcowie i dziadkowie robili w Polsce jako żołnierze? Ale chodziło także o doświadczenie naszych niemieckich kobiet: wysiedlenia po wojnie, kraj zniszczony, podzielony. I tak oto opowiadałyśmy sobie nasze życie i pogłębiałyśmy nasze wzajemne poznanie się.

W końcu mogłyśmy również cieszyć się wspaniałą gościnnością polskich kobiet. Kilka razy byłyśmy zaproszone przez poszczególne panie do ich mieszkań całą grupą. W dwunastkę odwiedzałyśmy kobiety w ich często bardzo małych mieszkaniach i zostałyśmy wspaniale przyjęte. To było cudowne. A w roku następnym jedna z polskich starszych pań była tak zachwycona naszymi młodymi koleżankami, że spontanicznie zaprosiła je na lody do najlepszej lodziarni w mieście.

Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie – Stałym punktem w naszym programie była także wizyta Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Poprzez Akcję Znaki Pokuty, która co roku wysyła wolontariuszy do Fundacji, nawiązałyśmy kontakt. Odwiedziłyśmy fundację, aby dowiedzieć się o wycieczce lub porozmawiać ze świadkami zorganizowanymi przez fundację

 

Odpoczynek również wskazany

Ale oczywiście nie tylko mogłyśmy zajmować się trudnymi tematami, lecz zawsze miałyśmy również lżejszy program turystyczny. Szczególną atrakcją były niedzielne popołudnia w Łazienkach Królewskich, gdzie na scenie na środku parku stoi fortepian i gra muzyka Chopina. Panowała tam szczególna atmosfera, a przy wielu warszawiakach i innych gościach wszystkich pokoleń cieszyłyśmy się godzinami wspaniałą muzyką.
Myślę, że co roku odwiedzałyśmy również kawiarnię „Wedel”, ponieważ są tam wykwintne czekoladki i ciasta. Założyciel firmy przybył do Warszawy z Niemiec w XIX wieku, założył tam cukiernię i poślubił pannę z polskiej rodziny. Cukiernia szybko stała się słynną fabryką czekolady.W 1945 r. Polscy robotnicy ochronili fabrykę przed zniszczeniem. To nadal tradycyjna kawiarnia, choć dziś nie jest już ani w rękach niemieckich ani polskich.

 

Kobieta nigdy nie idzie na całego

Latem 2015 r. zakończył się cały projekt naszego zaangażowania. Po długich rozważaniach „Ewangelickie Kobiety w Niemczech” (EFiD) postanowiły nie kontynuować dalszej działalności w szpitalu. Z jednej strony było to dla nas smutne. Im dłużej byłyśmy razemw ciągu tych dwóch tygodni i im bliżej było pożegnania, tym bardziej było nam przykro, że w najbliższych latach nie będzie już projektu w szpitalu dziecięcym.
Z drugiej strony przeżyłyśmy cudowne pożegnanie, w którym uczestniczyło wiele osób kobiet i mężczyzn towarzyszących nam przez minione dziesięciolecia. Kierownictwo szpitala w imponujący sposób podkreśliło, jak bardzo ceni sobie naszą pracę. Przedstawicielki EKwN ((EFiD) otrzymały wielkiego szklanego anioła od Diakonii Kościoła Ewangelickiego. Ach, to było bardzo udane popołudnie! Dla mnie i kilku innych pań narodził się pomysł pozostania w kontakcie prywatnym, a może później organizacji podobnych projektów w Warszawie. Akcja Znaki Pokuty ponownie wprowadzi szpital dziecięcy do programu obozu letniego.
Relacje, które rozwinęły się przez czterdzieści lat, są skarbem, który powinien być nadal wykorzystany w przyszłości. To byłoby moim życzeniem.

 


 

  1. Akcja Znaki Pokuty i Dzieła Pokoju e.V. (ASF) – założona w 1958 r. z chrześcijańskimi korzeniami w celu pojednania z zaatakowanymi przez Niemcy krajami w II wojnie światowej i Żydami na świecie. Historia ASF znajduje się na stronie https://www.asf-ev.de/ueber-uns/geschichte/
  2. Powstanie Polskiej Armii Krajowej przeciwko okupantom niemieckim z 1. 8. 1944. Powstanie trwało 63 dni i zakończyło się poddaniem się polskiej armii, masowym mordem Niemców na ludności cywilnej i prawie całkowitym zniszczeniem Warszawy. (wikipedia, słowo kluczowe „Powstanie Warszawskie”, dostęp 14.6.2016)
  3. Synagoga Beit Warszawa, Reformowana Społeczność Żydowska w Warszawie – obok ortodoksyjnej wspólnoty w Synagodze Nożyków (www.beit.org.pl)
  4. „Ponieważ to była wojna” (Izrael, 1988, hebrajski z niemieckimi napisami)
pracownicy pojednania