Mój obraz Polski zmienił się.
Myślę, że wszystko zaczęło się w 1947 roku, kiedy byłam małym dzieckiem, jeszcze nawet w szkole. Pojechałam do Apoldy na odpoczynek zorganizowany dla dzieci. Pewnego dnia odwiedziła nas młodzież z FDJ(Wolna Młodzież Niemiecka) i opowiedzieli nam o okrucieństwach, które popełnili Niemcy podczas II wojny światowej. Opowiedzieli nam o obozach koncentracyjnych. Przemówili nam do naszych sumień, że musimy zadość uczynić to, co się stało. Dzisiaj, kiedy myślę o tym, co oni nam zgotowali- małym dzieciakom- jestem przerażona. Chciałem wstąpić do FDJ przez całe moje dzieciństwo i młodość, ale mój tata długo na to nie pozwalał. Powodem tego była wrogość do kościoła w socjalistycznej organizacji młodzieżowej. Kiedy pozwolono mi zostać członkinią pod koniec moich szkolnych dni, nie miało to dla mnie już żadnego znaczenia.
Po szkole zaczęłam edukację kościelną i od czasu do czasu słyszałam o „Akcji Znaku Pokuty”. Jednak dla mnie ta organizacja wydawała się bardziej zamkniętym kręgiem, który niewiele rozgłaszał i nie każdego wpuszczał do siebie. Prawie nic o tym nie słyszano. Być może byli ostrożni, ponieważ ich praca była zagrożona przez państwo, a także mieli kontakt z obcokrajowcami. Nie wiem, ale zawsze mnie to interesowało i byłam wrażliwa na to. Kiedy byłam już długo mężatką, żoną pastora i matką, przeczytałam pewnego dnia w gazecie kościoła w Turyngii artykuł o służbie młodych ludzi w Szpitalu Dziecięcym w Warszawie. Bardziej szczegółowo opisano między innymi, że młodzi ludzie jeżdżą tam od kilku lat. W tym momencie, 25 lat po kuracji odpoczynkowej z dzieciństwa, wiedziałam: „To jest to. Tam chcesz pojechać”. To musiało być w 1982 roku. Stałam się aktywna i dowiedziałam się, do kogo muszę się zwrócić. Podano mi nazwisko Martina Herrbrucka, który pracował dla Federacji Kościołów Ewangelickich w NRD w Ekumenicznym Duszpasterstwie Młodzieży i był odpowiedzialny za te wyjazdy. Napisałam do niego list, w którym wyraziłam zainteresowanie taką pracą. Uważałam za wspaniałe, że nastolatki mogą brać udział w tym przedsięwzięciu, jednak odczuwałam potrzebę zaangażowania dorosłych w takie działania, bo realia wojny są im bliższe i mają potrzebę wykonywania zadań pojednawczych.
Na odpowiedź musiałam trochę poczekać. Ale potem pozwolono mi jechać do Warszawy w 1983 r. z grupą młodzieży. W tej grupie oprócz kierowników byłam jedyną starszą uczestniczką. Spotkaliśmy się we Frankfurcie nad Odrą na stacji i pojechaliśmy grupą pociągiem do Warszawy. Tam zostaliśmy podzieleni na grupy dwu i trzyosobowe i dostaliśmy pokoje w hotelu dla rodziców dzieci przebywających w szpitalu. Pracowaliśmy w ogrodzie lub w pralni. Nie wiem, czy niektórzy z chłopców byli w dziale technicznym, ja pracowałam w ogrodzie. To było gorące lato i dużo się pociliśmy. Ogrody były bardzo przestronne i wymagały wielu działań. Ale ci w pralni, na maglu mieli trudniejsze warunki, tam temperatura była jeszcze wyższa, a pracy było więcej. Pamiętam deszczowy dzień, kiedy szliśmy korytarzami szpitala i wycieraliśmy gąbką liście wszystkich roślin. Wnętrza wypełnione przez wiele zielonych roślin prezentowały się wyjątkowo pięknie.
Personel już wiedział, że przyjedziemy i przygotowali się na nas. Pojedyńcze kobiety mówiły po niemiecku, w przeciwnym razie komunikowaliśmy się rękami i nogami. Zawsze była przerwa na śniadanie, podczas której dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Kiedy po raz trzeci przyjechałam do pracy w ogrodzie, powitałyśmy się i padłyśmy sobie na szyję. To była bardzo ciepła relacja.
Po mojej pracy w Warszawie bardzo mnie zainspirowało zadanie reklamowania i zbierania pieniędzy na ten projekt CZD. Dawałam więc wykłady w różnych miejscach. W moim pierwszym raporcie w moim rodzinnym mieście Nebra był TW- Stasi i napisał o tym:
„Ponadto chciałbym dodać do poprzedniego
Jak dowiedzieliśmy się po upadku muru
Pilotowałam ten projekt CZD, zbierając pieniądze każdego roku. W 1986 roku zapytano mnie, czy chcę znowu tam pojechać. W tym roku, a także w 1988 roku pojawiły się propozycje wyjazdów w których po raz pierwszy brały udział dorosłe kobiety, byłam członkiem tych grup. Oczywiście, oprócz pracy w szpitalu, lepiej poznałyśmy Polskę. Nasza praca stała pod hasłem: „Pojednanie” – dlatego bardzo dużo miałyśmy do czynienia z tym, co wydarzyło się w Polsce podczas II wojny światowej. Odwiedziłyśmy obóz koncentracyjny Majdanek, getto w Warszawie, dawne więzienie „Pawiak”, w którym zginęło wielu bojowników Powstania Warszawskiego i które dziś jest muzeum. Byłyśmy w klasztorze w Niepokalanowie, założonym przez ojca Maksymiliana Kolbego. Tam dowiedziałyśmy się wiele o jego życiu i śmierci w obozie koncentracyjnym. Spotkałyśmy także księdza, który osobiście znał Maksymiliana Kolbego. Wszystkie te wizyty były bardzo poruszające i przerażające. Nawiązano również osobiste kontakty z Polakami, zwłaszcza w kościele ewangelickim. Tam uczestniczyłyśmy w nabożeństwach, a następnie zaproszono nas na rozmowę i przekąskę. Przewodniczący Polskiej Rady Ekumenicznej również nas przyjął i opowiedział o historii i teraźniejszości Polski. Odwiedziłyśmy placówkę dla niewidomych w Laskach i dom opieki”Tabitha”. Wiem to jednak tylko dlatego, że znalazłam ulotki w moich dokumentach; nie pamiętałam już tego.
Ale dwie inne rzeczy wciąż są dla mnie bardzo obecne. Jednym z nich jest to, że odwiedziłyśmy Kościół pielgrzymkowy w Częstochowie. Byłam pełna niewiedzy wobec Kościoła Katolickiego i w żaden sposób nie znałam obrzędów. W kościele były tłumy ludzi i zostałam zepchnięta aż do prezbiterium. Potem pojawił się ksiądz z pojemnikiem na wodę święconą. Nigdy czegoś takiego nie widziałam i wcale nie wiedziałam, jak się zachować. Nagle wszyscy klęczeli, a ja byłam jedyną, która stała. Nie pamiętam już wszystkich szczegółów, ale uczucie ignorancji i wstydu utkwiło mi w pamięci. To było moje pierwsze spotkanie z polską katolicką pobożnością. Drugie, szczególne spotkanie jest również bardzo dobrze zakodowane w mojej pamięci. Miałyśmy kontakt z polskim poetą, który zorganizował kilka spotkań dla naszej grupy. Pewnego razu zaprosił nas do swojego domu i przyjął nas po książęcemu. W latach 80. Polacy byli w trudnej sytuacji gospodarczej. Kiedy go zapytałam o to jak udało mu się nas wszystkich ugościć, powiedział tylko: „To polska tajemnica”. Wywarło to na mnie duże wrażenie. W mojej rodzinie zdanie to stało się słowem pospolitym. Dostałam od poety zbiór wierszy różnych polskich poetów i poetek. Oczywiście, zwiedziłyśmy również Warszawę i zrobiłyśmy sobie trochę turystyczny weekend. Warszawa zrobiła na mnie duże wrażenie. To piękne miasto. Odwiedziłyśmy także Park Łazienkowski, w którym w niedziele grana jest muzyka Chopina. Cała atmosfera stolicy Polski była tak przyjemna i świąteczna. Kiedy pary spacerowały, kobiety często nosiły w ręku czerwoną różę. Naprawdę mi się podobało.
Moje wyjazdy i zaangażowanie w Warszawie wstrząsnęły mną. Powiedziałam, że po mojej pierwszej wizycie w 1983 roku zaczęłam prowadzić wykłady i zbierać pieniądze na ten projekt. Ale zajmowałam się również własną przeszłością. Uciekłam ze Śląska w 1945 r. z moją mamą jako małe dziecko. Po tułaczce przez Czechosłowację dotarłyśmy do obozu dla uchodźców w pobliżu Salzy. I dopiero gdy dziesiątki lat później stanęłam w byłym obozie koncentracyjnym Auschwitz, zdałam sobie sprawę, że przybyłyśmy do niedawno ‘oczyszczonego’ obozu koncentracyjnego. Urządzenia do mycia na zewnątrz były takie same w obu obozach. I przypomniałam sobie … Oczywiście nie jestem jedyną, która ma wspomnienia z wojny i z roku 1945. Wielu z tych, przed którymi wygłaszałam moje wykłady, czuło tak samo. Mogli zrozumieć, dlaczego pociągnęło mnie to do Szpitala Dziecięcego z niekończącym się poczuciem winy. Czułam to. Mój pobyt w Polsce zmienił mój obraz do Polek i Polaków. Objawili mi się tak kulturalni. Wszyscy byli dobrzy, kobiety w większości elegancko ubrane. Formy wzajemnego odnoszenia się do siebie odczułam jako znacznie przyjemniejsze niż w NRD. Przez moją matkę zostały mi przekazane uprzedzenia, które wyrażały się w przysłowiach: „Kto śpiewa podczas jedzenia, dostanie Polaka.” Lub nawet wyrażenie „polska gospodarka”. Oba nie były nacechowane pozytywnie. Nie pokrywało się to z moim doświadczeniem w Polsce. Podziwiałam, że Polacy jako naród zachowali własną tożsamość. Ani druga wojna światowa, ani socjalizm nie były w stanie ich katolicyzmowi i narodowej dumie zaszkodzić. Nie tylko to podziwiałam, ale też zazdrościłam.